Odpala się nawet w z pozoru banalnych sytuacjach. Ktoś wyprzedził nas na drodze, urzędnik zbył pytanie milczeniem, na przyjęciu nie wszyscy reagują na nasze błyskotliwe dowcipy. Coś każe nam zawalczyć, wydrzeć uwagę, choćby wiele nas to kosztowało. I ciągle mało, wciąż szukamy dowodów – w pracy, w sytuacji towarzyskiej, w domu – używając partnera czy dzieci. Chęć postawienia na swoim, wymuszenie uznania mojej racji. Gotowi jesteśmy podeptać bliskość, miłość, przyjaźnie. Byle tylko usłyszeć – masz rację, twoje jest ważne, ty jesteś ważny. Czasem na chwilę odpuszczamy w poczuciu bezsilności, smutku. Czasem pojawia się wstyd – nie powinienem tak postępować, nie rozumiem dlaczego moja reakcja była taka silna, nadmiarowa. Trudno nam skojarzyć te emocje z dzieciństwem. Przecież rodzice mnie nie bili, przynajmniej nie tak często i tylko wtedy, kiedy naprawdę zasłużyłem. Owszem, lekceważyli moje dokonania, moje „fanaberie”, smutek czy lęk. Kiedy protestowałem mówili: nie pyskuj. Kiedy płakałem słyszałem nie histeryzuj, nie marz się. Starali się tak bardzo, by nie zabrakło mi jedzenia, bym miał czyste ubranie, kolonie latem, kozaki zimą. Nie mogłem im powiedzieć o strachu przed kolegą osiłkiem czy ekscytacji przed wycieczką. Po co miałbym zawracać im głowę, mieli swoje zmartwienia, swoje dorosłe sprawy. One były ważne. Tak trudno jest uznać, że jak każdy człowiek dziecko potrzebuje uwagi. Kiedy jest zbywane przestaje o nią zabiegać albo przeciwnie, choruje, rozrabia lub próbuje udowodnić – jestem ważny, zobaczcie – to kolejna nagroda za wybitne osiągnięcia, złota tarcza, olimpiada matematyczna, najlepsze liceum, prestiżowe studia.
Te strategie, dość użyteczne w dzieciństwie, w życiu dorosłym komplikują życie. Przede wszystkim generują dużo napięcia – lęk przed porażką, odrzuceniem, brakiem aprobaty, unieważnieniem. Jeśli nieustannie walczymy o to, by udowodnić swoją ważność – czym narażamy się na porażki w tym obszarze. Sytuacja, która dla kogoś mającego stabilne poczucie własnej wartości (ważności), nie ma nadmiernie dużego znaczenia, dla kogoś kto nieustannie musi ją sobie potwierdzać, może powodować ogromne napięcie, złość, rozczarowanie. Jego cierpienie jest autentyczne - oto po raz kolejny poczuł się zerem tylko dlatego że ktoś nie zwrócił na niego uwagi, nie docenił jego starania, czy nie uznał jego zasad. Walcząc o uznanie ważności niszczymy nasze relacje z innymi. Znajomi mają dość naszych tyrad, pobłażliwie patrzą, gdy na imprezie znów przerywamy innym, nie słuchamy, za wszelką cenę przytaczamy kolejne argumenty mające potwierdzić nasze „racje”. Walka o ważność zabija związki – zbyt duża jest pokusa by wymusić ją za wszelką cenę od partnera. Często kończy się tym, że traktujemy ukochaną osobę jak rodzica, który ma skupić na nas całą swoją uwagę, podporządkować się niezaspokojonej w dzieciństwie potrzebie. Jednak partner to nie matka – nie da nam bezwarunkowej miłości, która zarezerwowana jest dla relacji matka – dziecko. Partner może tego nie znieść – odsunie się, postawi granice albo odejdzie. Stosując te strategie bezlitośnie potwierdzamy sobie schemat Jestem nieważny. I tak koło się zamyka.
Trudno poradzić sobie z tym samemu. Terapia schematów pozwala w bezpiecznej terapeutycznej relacji odnaleźć swoją ważność. Wrócić do dzieciństwa by dostrzec swoją krzywdę, skorygować wczesne doświadczenia tak, by nie odpalały się z całym emocjonalnym ładunkiem. Spoglądamy na swoje wewnętrzne dziecko z miłością i uwagą o które tak usilnie zabiega u innych. Uczymy się nowych, zdrowych reakcji. Rozwijamy w sobie umiejętność nadawania sobie ważności nie wykorzystując do tego innych. Lepiej rozumiemy siebie i budujemy nową dobrą relację z samym sobą. To prawdopodobnie pozwoli nam budować zdrowe relacje z innymi ludźmi.
Magdalena Lewicka – psycholog, psychoterapeuta poznawczo behawioralny
tel. 504 833 317
pwola@op.pl
ul. Kasprzaka 29B lok. 3
01-234 Warszawa
Created with WebWave CMS